ŻONA
ze zbioru opowiadań „Błędne działania”
Od szesnastego roku życia chodzę z ojcem na polowania. Tam i ożeniłem się: ustrzeliłem zwierzynę i poślubiłem ją. Kiedy wlokłem ją za sobą do chaty, czarne z niebieskim odcieniem pióra, opuszczonych w żałobie skrzydeł, ciągnęły się po piasku i igliwiu. Sąsiedzi mi nie uwierzyli, odciąłem sie od tego: „Wybacz, ale to jest jakaś niezwykła zwierzyna łowna, a nie żona!”
— Powiedz lepiej, gdzie podział się ojciec? — dopytywali się sąsiedzi. Ale nie powiedziałem. Mieszkałem ze swoją żoną nad brzegiem białego jeziora i piłowałem diamentowym pilnikiem jej księżycowe pazury. Na polowanie nie wybrałem się więcej ani razu. Sąsiedzi wkrótce zapomnieli o mnie, wybrawaszy na swoim cmentarzu odpowiedni pagórek i wieszając tam na patyku moje imię. Bez imienia, bez wieku, bez wspomnień i marzeń pełzałem jak kulawy chrząszcz po swojej izbie z nadzieją znalezienia żony.
Ona i teraz niekiedy, w wyjątkowo jasne księżycowe noce, przychodzi, kładzie łapę na moim ramieniu, czule strząsa pstre śmieci snu. Budzi, rozumiem, że „nadszeł czas na spacer.”