Kastraci, akademia
1.
Kastraci Michele i Vittorio,
po odejściu z chóru,
jadą do Wenecji,
karmią gołębie,
pływają gondolą,
trzymają się za ręce – pomarszczeni,
z obwisłymi piersiami, zarumienionymi policzkami,
śpią na wilgotnych jedwabnych prześcieradłach.
Za dwa tygodnie
przekroczą niele-
galnie granicę
i w nowym świecie zostaną członkami
partii
komunistycznej, odżegnają się
od katolicyzmu, od Rzymu i Monachium.
Poznali się w trzydziestym dziewiątym:
mieli po trzydzieści lat,
przechodzili terapię
homoseksualną w Dachau.
2.
Szef wolał omówić dysertację bezpośrednio w pizzerii.
Odchyliwszy na bok swą ptasią głowę ze sterczącymi uszami,
powiedział mi, wówczas młodej stażystce:
„Nasi młodzi mężczyźni marnują dobrą połowę czasu pracy
zastanawiając się – czy karygodne jest przespanie się ze studentkami pierwszego roku.
Na szczęście, jest Pani pozbawiona tego kompleksu Abelarda.”
Zdjął okulary (bałam się tych jego pomarańczowo-liliowych oczu) i odchrząknął.