Dana Sideros

Rejestr. Stracone od końca grudnia:

  1. Podarowana przez Lenę G. broszka-pingwin („foki nie znalazłam”). Żyła na płaszczu, gdzieś się odczepiła, a ja nie zauważyłam. Wybacz Leno.
  1. Podarowana przez Lenę D. zakładka z Anną Frank. Wyśliznęła się z książki na schodach ruchomych. Wybacz Leno.
  1. Zaślepka do obiektywu. Upuściłam na mityngu, gdy skakałam z aparatem między omonowcami a ślicznotkami w jaskrawych szalikach. Wybacz zaślepko, byłaś wierną przyjaciółką.
  1. Nadzieja, że wszystko będzie dobrze. Dobrze nie będzie, ale nam tak nawet lepiej, swobodniej. Nie proszę o wybaczenie, Nadiu, sama jesteś sobie winna, nie trzeba było od razu się wychylać.
  1. Sumienie, takt, skromność. Gdzieś się odczepiły, tak jak broszka-pingwin, no i dobrze, tak nawet lepiej, swobodniej. Wybacz babuniu.
  1. Szwajcarski nóż. Być może nie został stracony, a gdzieś leży w tym bałaganie, ale gdzie — nie wiem. Wybaczcie, jabłko, korku do wina i konserwo.
  1. Wisiorek w kształcie makówki, podarowany przez Łaskę dokładnie w tej samej chwili, gdy kończyłam dwa teksty, odznaczone w mojej głowie jako „wiersze o maku”. W jednym, najstraszniejszej mojej historii, mak w końcu całkiem zniknął, a w drugim się ostał. Dzisiaj rano wisiorek spadł i rozbił się, bo był z ceramiki. Wybacz Łasko.
  1. Jeden dzień z życia tabletu. Mój sprzęt upiera się, że dziś, na przykład, szóstego marca. Z pewnością stąd i problemy z postami na FB. Nie pomagają ponowne ustawienia, po zrestartowaniu on znowu fiksuje. Z pewnością nie trzeba było 19 lutego pragnąć z całych sił się obudzić, a poza tym 17. i tak niczego nie było. Wybaczcie, że słucha się mnie jedynie tablet.
  1. Poemat o czasie. Bez komentarzy. Wybaczcie wszyscy, ale nie był nie najlepszy. Albo nie w porę. Albo nie najlepszy i nie w porę. A może później odnajdę.

W sumie. Tysiące bzdur, jak powiedziałby Jegor.

Anna Głazowa

.

SOLO

.

drut. getto. wschodni krajobraz.

za morzem cicho szumi turzyca i przed źrenicą

rozwidla się sitowie

miasto usycha w okowach nocnego nadzoru

opuszcza się z szelestem gęstej trawy podwójne ciało na słomę z mięsa. powolnym świądem wpijają się cykady.

kurtyna powoli legnie powłoką:

po raz pierwszy próbuję skosztować życie twoje burmuszysz się lecz nie odjąć

twych dłoni

twych kolan

twych narodzin

twych odejść w puste imię

twych dotknięć

twych

pić

twych pić

— pić

.

Siergiej Timofiejew

Już

 

Proste my zwierzęta,

Wyprostowane my,

Uparte my zwierzęta,

Chodzimy i pytamy: Pizza? Pizza?

A jesień łamie cytryny

I kruszy dobre czasy,

I my wietrzyki, wietrzyki,

Stoimy w swych nędznych wiatrówkach,

Sportowcy wychudzonej miłości,

I nowa, nowa muzyka pozbawia nas

Wszelkiej, wszelkiej wagi,

I unosimy się, zające, zające,

Nadmuchiwane, czerwone zające,

Już drugiego rodzaju zwierzęta, już.