***
Kobieta z kokardą na piersi, przypominającą złożone dłonie,
jej posągowość na eskalatorze.
Chłopiec z zamkniętymi oczyma na ławce, przejmujący.
Sprzedawczyni bzów poźnym wieczorem
na rozpalonej alei, szklana.
Wokół nich — pewien nadmiar albo prześwit.
Właśnie tak, na rozgrzanej plaży
wczasowicze usuwają się przed niedorzecznym trupem,
którego brzuch bezwstydnie zaokrąglił się, a z ciała od razu
zeszła cała zdobyta opalenizna.
Zaraz potem, jakoś przywykając do absurdalnego sąsiedztwa, przez
brak miejsca
wszyscy zaś ścielą w pobliżu, osiadają, usprawiedliwiają się.
Dojrzały brzuch rośnie, słodkie, uśpione nasionka
wrzeszczą i skrzeczą.