Dmitrij Grigorjew

.

NOWI DEMIURGOWIE

.

Kreda okazała się nietrwała:

przeszedł deszcz i

narysowane na asfalcie słońce straciło promienie,

na domu zawalił się dach,

a człowiek koło domu

stracił nogi!

Kiedy wyschnie podwórko,

narysujemy

słońce z dodatkowymi promieniami,

ludzi z trzema nogami,

dom z podwójnym dachem,

żeby kolejny deszcz

zmył tylko zbędne.

.

(przekład z j. rosyjskiego)

Jurij Lejderman

 


Neurobiologia

Neurobiologia — kiedyś zostanie zaniechana ta gałąź nauki, nie żeby była całkiem fałszywa, ale bezużyteczna, która poszła nie w tą stronę. Drobiazgowo badaliśmy tkankę mózgową i wiele warstw znaleziono w jej splotach i cementownie, i bractwo znaleziono w jego warstwach. A oto czyste przemknięcie zająca, lasu nie zobaczyli, bo znajduje się on całkowicie z drugiej strony i cała ta neurobiologia przed nim, jak zamek z piasku na skraju lasu.
— To nawet nie przechodzi przez łapę — mówi żółw — to przechodzi przez dziurki w nozdrzach.
Jakby z boku, spod pancerza żółwia pojawia się lipy łodyżka. Po niej włazisz na żółwia i dymasz go słodko, wirują przykrywki w warstwach. Mózgowe „nie
uważając” nieba. Potem zakładasz czapkę garnizonową i buty z cholewami, stajesz się milionerem-motylkiem, skrzydełkami machasz. Brzęczą skrzydełka, błyszczą suche gałązki w skąpanym słońcem lesie.
A nocą, o milicjancie-partyzancie-motylku-rakieto! O, dobry i zbawienny Brazylijczyku!
О, przeręble na polu! O, księżycu.

        Problem w tym, że wszyscy chcą się odkryć. Po prostu nie ma co już robić z informacjami Gdzie się nie ruszysz, wszędzie natkniesz się na wojskowego stojącego w przedsionku, razem z nim walizka. Tam informacja tajna — nie ma co z nią robić, trzeba wywalić. Oni wszędy gaworzą, że taka epoka — wnet przyjdą faszyści, komsomolcy zawodni i trzeba wyrzucić tajną informację, wepchnąć ją do błota. Tędy, łóżko, wepchnąć je do błota. Łodyżki lipy, niby w przeszłości, zaścielającej wszelkie „potem”.

        Ale przecież jogini w miedniczno-biodrowych przepaskach nadal błądzą po lasach, trójkątne gałganki zwisają z drzew.
Obraziłeś się, braciszku? No co ty, posuń się!
Obraziłeś się? Posuń się!
Przed sklepem wiosenną porą.

 

(przekład z j. rosyjskiego)

Igor Satanowski

 

Sideways (z boku)

 

pięknie: jak: na ekranie:
wszystko dobrze się kończy:
ona oddzwoni: on zmieni
zawód: w deszczowy wieczór:
wyjdzie do samochodu: przetrze
przednia szybę: włączy radio:
tango: oto my: mieszkamy w nowej
argentynie: dziesięć minut później:
wróci do domu i: ze spokojną
twarzą: siądzie oglądać wiadomości:
niczego strasznego: z tego:
co: w świecie:

 .

.

(przekład z j. rosyjskiego)

Jelena Gieorgijewska

 

Przezroczysty chleb

        Widzisz przezroczysty bochenek chleba. Przyglądasz się. Rozumiesz, na ile kromek możesz go podzielić: akurat ty, właśnie teraz. Chleb w opakowaniu wydaje się na pokrojony. Dwa kawałki z dołu — równe, dalej zadrżała ręka i wyszedł gruby kawałek z postrzępioną krawędzią.
Min
ęła minuta. А teraz nakroisz całkiem równe, ponieważ ptak za oknem zamilkł. Chlebszkło. Ludzie podchodzą i oglądają przez niego ściany, głowy obcych, inne towary na ladzie.
— A ci ludzie — to klienci, a nie obserwatorzy?
— Tak. Nie.
I oni widzą pierwszymi oczyma — na ile kromek pokroić chleb, a drugimi — ściany i głowy obcych i zamykają drugie oczy.
Rozcinanie na fragmenty twardego szkła tak łatwe, jak gdyby z miękkiego szkła. Czekasz, kiedy pojawi się nierówny kawałek, a jeśli od samego początku wszystko szło jak po maśle…
Nigdy nic jak po maśle nie idzie. Myślisz, że ty jedna zrozumiałaś to szkło i rozsypałaś się na tłum gapiów, a podobne do ciebie istnieją gdzieś daleko — na tyle podobne, że ich po prostu nie może być — i wszystko to usprawiedliwia twoją bezczynność? Oto N. niczego podobnego nie widzi.
— Ona jest młodsza — powiedziała K. — zobaczy później.
— Nie, ona jest dobrym człowiekiem. A nawet jeśli i zobaczy, do tego czasu przestanie mnie interesować.
K. wyszła na ulicę. Pięknie, tylko rozplanowanie dziwne: czterdziesty ósmy dom obok pierwszego. Sąsiednie siedzenia w autobusie zajęły dwie tanio ubrane brunetki, przypominające młodo wyglądającą matkę i starszawą córkę, jedna z nich z żółto-niebieskim manikiurem.
Jeśli to mieszkanki Kaukazu, pomyślała K., a więc to po prostu zbieg okoliczności, ale przecież bywają Ukrainki podobne do Czeczenek. Na tej ulicy przezroczystość nie ukorzenia się. Kiedy K. wydało
się, że określiła pochodzenie, jedna z kobiet srogo spojrzała na nią, K. od razu zapomniała, że ustaliła która z kobiet podniosła głowę.
— No tak, po prostu chcesz zobaczyć mój łeb szklany — mówił wróg, kiedy jeszcze nie wyszła z poczekalni — a potem pokroić na kawałki i sprzedać.
— Nie, chcę, żeby inni nie budowali z głów ściany — odrzekła K. — Nie ważne z jakich.
Brzmi pięknie — jak handel szkłem. Ono brzęczy albo świeci. Nieważne jak.
   Pasażerki obok sposępniały, ktoś otworzył szyberdach, chlusnęło powietrze. No tak, nie wierzę, że mogą być one Czeczenkami ze straganu i przy tym znać te wszystkie niuanse, pomyślała K. Oczywiście nasze szkło — to takie czarne symbole. Niektórzy sądzą, że starcie symboli — najważniejsze, o co trzeba walczyć, a w gruncie rzeczy litery — są niczym chrząszcze na chlebie. Pod żadnym pozorem nie zabijać. Są żywe. Kobiety obok zastygnęły jak martwe. Ta górnopowietrzna ulica podzieli mnie, pomyślała K. Te kobiety — skoro niczego nie wiem, uznam, że to siostry.

 

 

(przekład z j. rosyjskiego)

Andriej Griszajew

 

OBŁOK

Tramwajem nr jeden jeżdżę do pracy.

Dwa przypomina mi o mężczyźnie i kobiecie.

To liczenie, którego nie trzeba kontynuować.

Do ośmiu nie dożyłaś.

Nie ma liczb.

Kupuję przybliżoną ilość kiełbasek

I płacę przybliżoną ilością pieniędzy.

Jest jakiś obłok,

Który niesie mnie.

Są jakieś słowa,

Które wymawiam.

Z przyjacielem jadę na ryby,

Łowimy karasie.

Dziewięć sztuk, dziewięć sztuk”

Mówi z dumą, pokazując słoik.

Karasie tłoczą się, przyjaciel porusza wargami.

Nie rozumiem ani słowa.

.

(przekład z j. rosyjskiego)

Jewgienij Arabkin

***

Tak huczą te pnie

Tak nisko martwe ptaki latają

W pustym złotym gardle

Skryli ognisko przed deszczem

W pomiętej koszuli powiedział

Coś o dniu i twarzach

Idących z przodu głowy

I nogi same pociekły

Między zbrojami liści

Wczorajszych i niepewnie

Między grudami i okruszyną z ziemi

Tylko kontur pozostał

Kiedy skończył się deszcz

Korzeń łykał je jak wodę

 

(przekład z j. rosyjskiego)